środa, 12 listopada 2014

Czego oczekuję od psychoterapii BPD

Iskrzy na styku rodzice - psychologowie.


Nie wiem, czy u Was także. To są dwa różne światy, które zbiorem wspólnym zahaczają o zaburzone dziecko.
Psycholog (albo lekarz - psychiatra) przychodzi sobie do pracy i pracuje lepiej lub gorzej. Ma jakieś teczki z dokumentami, jakieś twarze tasują mu się przed nosem. Jakieś łzy, jakieś smutki, śmiechy, napięcia. Zegar tyka.
Pomiędzy twarzami jest czas na kawę na rozmowę z innymi pracownikami danej jednostki.
Następne twarze, dokumenty, protokoły, zalecenia, polecenia, wypisywanie leków.
Zegar cyka.

Lekarz, lub psycholog zamyka teczkę, zamyka gabinet i idzie do domu. Może ma dzieci, może nie ma. Może idzie się nawalić wódą, może poczytać książkę.
Rodzic ma trochę inaczej.
Ma odpowiedzialność. Zegar cyka. Cały czas. Nie ma przerwy na kawę ani końca dnia pracy. 24/7 czujność.

Terapeuta uspakaja, namawia na malowanie, wyciszenie, siedzenie w domu. Produkty farmacji i postępujące zdziczenie społeczne. Słodka, domowa izolacja. Jak w kurniku. Pacjent ma przyjść rano, opowiedzieć coś do protokołu. Ma mieć postępy ale takie regularne. Ma dobrze reagować na lekarstwa.

Rodzic chce usamodzielnić, chce dać dziecku żyć. Nauczyć jak ma dawać sobie radę. Malowanie, lepienie garnków i granie na flecie nie pomoże w starciu z codziennością.


Dwa światy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz